No dobrze już dobrze , skoro japoński mjuzik sie tu nie przyjął to już Was nim nie będę "męczyć" (w odwodzie jakby co mam jeszcze mjuziki chińskie i koreańskie - zabrzmiało groźnie?
)
Ten wątek będzie kompletnie o czymś innym. Otóż istnieje forma medytacji która polega na obserwowaniu własnych myśli. Coś na zasadzie oglądania filmu w kinie. To wycisza, relaksuje i generalnie jest korzystne i przyjemne. To wprowadza na troszkę inny poziom świadomości. Czytałem kiedyś badania mówiące o tym że fale mózgowe wtedy spowalniają do rytmu alfa (jak kogoś to interesuje bliżej to mogę poszukać i wrzucić jakiś link). Istnieje też pewien efekt uboczny. Im dłużej przebywa sie na tym poziomie tym bardziej traci się zainteresowanie różnej maści konfliktami czy to politycznymi czy religijnymi czy jakikolwiek innymi. Są ludzie którzy spędzają w ten sposób zdecydowanie więcej czasu niż większość populacji i to bez wchodzenia w jakieś zaawansowane praktyki medytacyjne.
I teraz uwaga , zasadzę Wam clue wątku :D Otóż myślę że obecne konflikty połaczone z wyścigiem zbrojeń prędzej czy później doprowadzą do nuklearnego/biologicznego/chemicznego armageddonu albo też większość ludzkości przejdzie na ten poziom i przetrwamy. W tym momencie to może być jedyny ratunek. Ale to moje gdybanie jest póki co. Jak ktoś chce to niech sam to oceni po zrobieniu krótkiego ćwiczonka.
Zacznijcie obserwować własne myśli bez ingerowania w nie. Niech płyna. Można tu zadawać pomocnicze pytania typu "skąd się pojawi moja kolejna myśl?" , "o czym ona będzie?". Obserwujcie je tak jak kot obserwuje mysią dziurę ;) Róbcie to przez 2-3 minuty co powinno w zupełności wystarczyć i wtedy oceńcie czy to co piszę ma jakiś sens