"Patrzę tu, Patrzę tam" (Dikhaw daj, Dikchaw doj) by Papusza (Bronisława Wajs)

Previous Topic Next Topic
 
classic Klasyczny list Lista threaded Wątki
3 wiadomości Opcje
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

"Patrzę tu, Patrzę tam" (Dikhaw daj, Dikchaw doj) by Papusza (Bronisława Wajs)

szuw
Administrator
Ten post był aktualizowany .

"Patrzę tu, Patrzę tam" (Dikhaw daj, Dikchaw doj) by Papusza (Bronisława Wajs)


Wybacz, jeśli nie odpisuję na komentarze. Nie ignoruję Cię. Najczęściej nie mam czasu na forumowe pisanie...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: "Patrzę tu, Patrzę tam" (Dikhaw daj, Dikchaw doj) Papusza (Bronisława Wajs)

szuw
Administrator
Ten post był aktualizowany .


Krwawe łzy

co za Niemców przeszliśmy na Wołyniu
w 1943 i 44 roku


Ach, moi ludzie mili!
Nie lubię myśleć o tamtych złych latach.
Serce mam chore, co w tej chwili
chciałoby się rozpłakać.
Co robić? Trzeba śpiewać pieśni moje
złym ludziom, którzy chcą wojen.
Niech wiedzą, jak to dobrze.
Nie daj nikomu, Boże,
żyć na wojnie.
W najcięższej biedzie, w krwawych łzach
ileż przeżyło serce niejedno -
dziecko żydowskie,
cygańskie dzieci z matką biedną!

Ach, śpiewko, śpiewko w smutku tonąca,
jak ziemia bez słońca!
Kiedy jest wojna, nieszczęść jest tak wiele,
ludzie się trzęsą, drżą na całym ciele,
i serce płacze, i łzy krwawe płyną -
nikt nie wie, co się dzieje z bliskimi, z rodziną...

Może czegoś nauczę ludzi moją piosenką?
Niech nie tęsknią za wojną,
niech im serca zmiękną!
Niech wiedzą, co wojna narobiła z nami,
bo są i tacy, co jej nie zaznali sami
i Cyganom nie wierzą, jak opowiadają,
ilu nas za Niemców zginęło w tym kraju...

Moi drodzy, moi dobrzy ludzie!
Wysłuchajcie tej pieśni, bo ona prawdziwa,
o tym, co Cygan z zoną i dziećmi przeżywał
w wojennej czarnej nocy
oblanej krwią i łzami
wśród gęstwin leśnych.
Zaśpiewam wam pieśń smutną,
wysłuchajcie pieśni...

* * *

Bez ognia i bez wody wielki w lesie głód.
Gdzie będą spać dzieci? Namiotu nie mamy.
Ognisk nie możemy rozpalać nocami,
w dzień by przed Niemcami dym nas zdradzić mógł.
Jakże tu żyć z dziećmi w tej ogromnej zimie?
Wszystkie dzieci bose,
wszystkie pozostały w mieście, co się zwie Włodzimierz.

* * *

Złapali nas Niemcy i zanim zabili,
do ciężkiej roboty wszystkich popędzili.
Nocą Niemiec jakiś cichaczem przybiega:
- Coś wam powiem niedobrego:
chcą was w nocy wymordować!
O mnie z nikim - ani słowa,
bo ja jestem czarny Cygan, Cyganie!
Krew z krwi, prawdziwy - nie kłamię!
Niech Bóg wam dużo szczęścia przyniesie
w tym czarnym lesie!

Powiedział te słowa,
wszystkich ucałował.
Więc poszłam w lasy, nie zwlekałam,
szłam daleko we łzach cała.
Zebrał się cygański ród,
wszystkich razem - setka ludzi.
Poszliśmy w bór wielki, kiedy dzień się budził.
Wszystkośmy porzucili,
nie ma wozu, nie ma konia.
Jedno dziecko - na plecach,
a drugie - w ramionach.
Tak Cyganie wędrowali.
Co tu robić dalej?
Niemcy w pobliżu - schwytać nas mogą.
Wtem - co to? - partyzantka nadbiega drogą
i strzela ku wrogom!
Zrozumieli wszystko, Cyganki zobaczyli z dziećmi.
Wielką bitwę rozpoczęli leśni!

Partyzanci Czapajewa zbliżają się śmiało
i pytają Cyganów, co się tutaj stało.
- Niemcy chcą nas wymordować,
w las musieliśmy wędrować!
- Ach, biedniście, tylu was, aż stu!
- Boże, jakże żyć nam tu?
Co jeść, co pić, skąd wziąć pieniędzy?
Dwaj biedni Żydzi żyją z nami w nędzy,
wszystkich im zabili Niemcy!

O tym wszystkim Cyganie zaśpiewali piosnki,
a ptaki je do lasów dalekich zaniosły,
jeden ptak drugiemu nucił piosnkę od nas.
Noc była piękna, pogodna,
na niebie gwiazdy wraz z Cyganami legły już we śnie,
ale je ptaki i Cyganięta zbudziły wcześnie.
Woda przede dniem gada,
piękne pieśni układa.

Nałowiły rybek Cyganięta,
wesołe, cichutko szczebioczą nad rzeką.
O biedzie nie chcą pamiętać,
nie wiedzą, Boże, co je czeka.
Wie o tym wielki Bóg jeden!

Och, pieśni, mój smutny śpiewie!
O, Boże mój, nikt nie wie,
co dzieje się w sercu!
Dwunastu z mojej rodziny
zginęło z rąk Niemców.

* * *

Jadą za nami, ścigają nas,
ale boją się zapuścić w wielki las.
Wokół lasów, na uboczu
z partyzantką bitwę toczą.
Cyganki płaczą, Boga proszą,
nocą idą coś zdobyć, rzadko coś przynoszą.
Dwa, trzy dni bez jedzenia,
głód doskwiera co dzień,
i spać kładziemy się o głodzie.
Oczy się nie zamykają,
tylko w gwiazdy spoglądają...

Boże, jak dobrze jest żyć!
Niemcy nam żyć nie dają.
Biją nas, zabijają,
ogniem biją raz po raz.

* * *

Ach, moja dobra gwiazdko!
Przede dniem świecisz jasno,
na świat spoglądasz radośnie...
Ty oczy Niemcom oślep!
Drogi przed nimi pokręć!
Nie pokazuj im drogi dobrej!
Prowadź ich drogą zdradziecką,
by żyć mogło cygańskie i żydowskie dziecko!
Lasy, lasy z zagajnikiem,
niezmierzone lasy dzikie!
Niemcy i Ukraińcy na nas razem idą,
śmierć przynoszą i nam, i Żydom,
nie zlitują się nad nikim...
Biednym Polakom obcięli języki,
oczy im powyrywali,
nic już biednych nie ocali!

* * *

I cóż wy, ludzie, myślicie?
Czy stu ludzi ocali swe życie?
Było źle, bywało i dobrze,
jak się ciepło zrobiło na dworze,
trochę słońca, trochę łez...
Czarne jagody zbierałam dokoła,
warzyliśmy i pili najróżniejsze zioła,
borowiczka-śmy zjedli,
to znów rybkę małą,
konie zabite się gotowało,
co trzy tygodnie gniły tam często -
to było drogocenne mięso!
Czasem piekło się ziemniaki,
te cygańskie marcepany,
raz na tydzień - dziesięć czy dwadzieścia
trafiało się biednym Cyganom.

* * *

Gdy wielka zima nastanie,
co poczną Cyganka i dzieci maleńkie?
Skąd weźmie jakąś sukienkę?
Opadają łachmany, widać gołe ciało
i umierać już by się chciało.
Nikt o tym nie wie - tylko rzeka
i niebo słyszą płacz człowieka...

Czyje oczy nas w złym widziały?
Czyje usta nas przeklinały?
Ale ty ich nie słuchaj, Boże!
Wysłuchasz nas, dopomożesz!

Noc była mroźna w lesie cichym.
Cygańską bajkę zaśpiewały Cyganich:

Zima złota nastanie,
śnieg spadnie na ziemię, na ręce
jak małe gwiazdy.
Czarne oczy zamarzną,
serduszka poumierają...

Dzieci płakać zaczynają,
tak bardzo jeść im się chciało.
Dalej iść - nie da rady,
bo już sił za mało.
Las obstawiony wkoło
niemieckimi żołnierzami,
a my w lesie głodujemy, umieramy.

Rankiem śnieg spadł i las pobielił,
serduszka dzieciom rozweselił,
choć tyle głodu, tyle niedoli,
jedno zapłacze, drugie śmiać się woli.
Pod gołym niebem słucha gromada,
Papusza bajki opowiada...

Dał Bóg, że śnieżek okrył ziemię,
da Bóg, że pójdzie stąd zły Niemiec,
zaczai się gdzieś w dalszych stronach,
a Czapajew przyjdzie do nas!

Jakeśmy wyszli z tej obławy,
znaleźliśmy dość wszelkiej strawy.
Więc ognisko rozpaliłam,
garnek mięsa nastawiłam
i przyniosłam chleba bochen,
i madziarskiego tytoniu trochę...

* * *

I powiedział czapajewski partyzant,
że mamy przejść drogę żelazną.
I naprawdę nikt w tę noc nie zasnął.
Tyle śniegu napadało,
drogę nam zasłonił całą.
Widać tylko mleczną drogę na niebie.
Nucą pod nosem, idą przed siebie...

Nagle ogień strzałów nadleciał!
Padli, usta zatykają dzieciom,
wszyscy, martwi ze strachu, bledną...
A mnie żyć, czy nie - wszystko jedno.
Nie mam dzieci, więc nie mam dla kogo.
I zaczynam biec prosto drogą.
Mąż mój zaraz za rękę mnie chwyta,
bo zobaczył, co robię - i pyta:
- Co ty? Czy chcesz zginąć w tym lesie?
- Nie, mój mężu, nie bójże się!
Stanie się, co się stać ma wedle woli bożej.
Nie ma już co do ust włożyć!
Ja Cyganka jestem przecie,
czarna noc to siostra moja
najrodzeńsza w świecie!
- Czyś zgłupiała? Co się z tobą stało?
- Chcę nakarmić dzieciarnię zgłodniałą,
bo już patrzeć nie można na tę biedę całą!

Tej nocy wielki mróz wzbierał.
Już małą córeczka umiera,
a po czterech dniach
czterech synków matki pogrzebały
w zaspach wielkich i białych.

W jednej dobie
czterej razem pochowani
w białym grobie!
Spójrz, jak bez ciebie, słoneczko,
umiera z zimna cygańskie dziecko
w ogromnym lesie!
Płacz matki i ojca usłyszy ptak leśny,
i las go słyszy, rzeka składa pieśni
i w kraje dalekie poniesie.
A dlaczego tak śpiewa las?
Bo Cyganka opłakuje was.

Nieraz kule koło głowy przeleciały
jak ptaki,
nieraz krwawe łzy spływały,
niejedno dzieciątko nasze
umarło nam z głodu
jak zimą mały ptaszek...
Już za drzewa się chowa nam słońce,
a z cienia drzew się niesie
zimno przejmujące.
Ognia nie można rozpalać na dworze...
Czyś już o nas zapomniał, Boże?!

Nie, Bóg dobry, łaskę nam przyniesie!
Już rok mija, jak siedzimy
w tym bezludnym lesie!
Ale Mateczka Boża o nas się zatroszczy.
Chodź nie chodzi Cyganka do wsi,
zawsze choć raz na tydzień
coś się znajdzie w lesie:
krowę, konia zabitego znaleźć może,
trochę soli, jakieś rozsypane zboże...
A i bywa, że Cygan troszkę wosku chwyta
i żuje, aż poczuje,
że najadł się do syta...
No i pije leśne ziółka świeże
i prosiątka leśne zjada - jeże.

* * *

Stara sowa cygańską bajkę opowiada...
Są tacy, co się przysłuchują
jej nawoływaniom,
inni ogniem ciskają za nią,
bo mocno wierzą, że niedobrze gada.
Jak ptasie wilki
są te stada sowiąt,
wyją nocą, ale nic złego nie zrobią.

* * *

Ale wtem się Ukraińcy pokazali,
co w kościele krzyże podeptali,
co Polaków tutejszych zabili,
ich majątkiem się obłowili...
krowy tam płaczą ludzkim płaczem...

I mówią do nas: - Kto wy?
Czy Ukraińcy, czy Polacy?
- Myśmy Cyganie!
Niemcy nas chcieli zamordować,
tośmy uciekli tutaj do was.

I zaczęło się granie!
Bo jak źrenice własnych oczu,
tak muzyka jest im miła.
Ona od śmierci nas wybawiła.
Zagraliśmy im pieśń ochoczo...
A tu gospodyni niesie
tłustego mięsa cały garnek!
Zagraliśmy pieśń Oczy Czarne.
Chłopi przynieśli nam pantofelki
i innych rzeczy zapas wielki.
Ale ja nic od nich dla siebie nie chciałam,
co dostałam, Cygankom oddałam.
Bo ja dałam sobie samej takie słowo
- obym wojnę przeżyła zdrowo! -
że ubrań po zabitych,
choć mi je ludzie ludzie przyniosą,
nie wezmę!
Wolę nago już chodzić i boso!

Dali nam chaty puste
i bezludne progi
po Polakach wybitych tutaj co do nogi.
Wolałabym być w lasach białych,
choćby mnie wilki pożreć miały,
niż w tych chałupach siedzieć!
We krwi własnej ludzie gdzieniegdzie
w studniach leżą pozabijani,
kury zgłupiałe chodzą lasami,
koty płaczą, krowy patrzą martwymi oczyma...
Jak na to patrzeć? Kto to powstrzyma!

Raz księżyc w okno patrzył z wysoka,
nie mogłam nocą zmrużyć oko.
Ktoś zagłada w okno moje!
Zadrżałam, ale pytam: - Kto tam stoi?
- Czarna moja Cyganeczko,
niech mi drzwi odemkną! -
Wchodzi - widzę Żydóweczkę piękną.
Drży, trzęsie się cała
i prosi, żebym jeść jej dała.

Bóg widzi, że nie kłamię wcale!
To prawda, tak jak pragnę moje szczęście znaleźć!

Biedna moja Żydóweczka w niedoli!
Dałam jej, com tam miała, koszulę,
dałam chleba i garsteczkę soli.
Obydwieśmy zapomniały,
że żandarmi nas mogą zaskoczyć.
Ale nie przyszli do nas tej nocy.

- Cyganeczko moja miła!
Niechże cię pocałuję za serce twoje!
To boisz się i ja się boję.
Co tydzień będę tutaj przychodziła w nocy.
Czy nie wiesz, gdzie są czapajewscy chłopcy?

- Myomy z nimi razem dawniej wędrowali.
Jakeśmy zasnęli - pojechali dalej,
no i odtąd już się z nami się spotkali.

* * *

Byłam chora, a ze mną wszyscy chorowali
na tyfus, ale nie poumierali.
Leżałam sześć tygodni z nimi ledwo żywa.
Pomogły gotowane gałązeczki malin,
wszystkich uzdrowił ten wywar.

Dał Bóg ciepły marzec wreszcie.
Śnieg gdzieniegdzie leży jeszcze.
Ludzie do okien podchodzą bliżej:
Co to za Cyganie? Żegnają się krzyżem.
Sami już trochę zapominają
i po imieniu się wołają:
Janek, Bronia, Krzysia, Zosia...
Tylko moje cygańskie imię
zrozumiane nie zostanie -
szczęśliwe moje nazwanie!

* * *

Rozpoczęły się narady,
jakby tu Cyganów zabić.
Groby kopać rozkazali
i Cyganów zabijali!
Jakie tam było płakanie!
Ale oni nie zważali na nie.
Cyganki, Cyganie pospołu
w dzień biały padali do dołów.
Tam zamordują nas wszystkich nocami!
Padają na kolana, proszą łaski Boga,
płaczą krwawymi łzami!
Lepiej było w lasach, gdzieśmy byli sami!
Niech pożrą nasze ciała!
Siekiery bierzmy, mocni jesteśmy!
I zabijają nas,
i nasze dzieci małe.

* * *

Zapadła czarna noc.
Z jedną Cyganką wyruszam,
niech będzie szczęśliwa jej dusza
u mojego Boga,
bo już nie żyje nieboga.
Uciekła, biegła razem ze mną
tą nocą wielką i ciemną,
a nasze serca sczerniały z lęku.
Idziemy drogami prędko
tam gdzie czapajewska gwardia.

Och, ty nocko czarna!
Piosnko ty moja, piosenko!
Każde spośród małych ptasząt
do Boga się modli za rodzinę naszą,
żeby nas nie zabili ludzie
czy złe węże.
Ech, dolo ty nasza!
Szczęście ty moje nieszczęsne!

- Słuchaj, dziewczyno, co powiem tobie:
wracaj, bo same zginiemy obie.
Do rodziny powrócimy,
lepiej żyć nam między swymi!
Ech, ty moja dróżko leśna,
do dobrych żołnierzy nieś nas,
żeby ktoś nam rękę podał!

* * *

Tej nocy wszyscy ruszyliśmy w drogę
i trafiliśmy na wielkie trzęsawisko.
Ugrzęzło nam w mokradłach wszystko,
za chwilę wóz cały
w te błota zapadnie!
I dwa konie potopiły nam się w bagnie.
O małośmy w tym błotach nie zginęli,
ledwośmy z nich jakoś tam wybrnęli,
brudni, jak byśmy z błota byli sami!
Na jeden wóz wszyscy wsiadamy.
O świcie - Niemcy! Więc wracamy,
ale innymi już drogami...

* * *

Do polskich żołnierzy przyszliśmy tej zimy
i dwa tygodnie siedzieliśmy z nimi.
Wszyscy byli tak jak Niemcy przyodziani,
tylko mieli czapki duże i orzełki na nich.

Śnieg padał wielki
jak liście z drzewa,
drogę nam całkiem pozawiewał.
Koła grzęzły w nim całe _ taki wielki opadł.
Trzeba było nogami znaczyć ślad
i po tropach
wozy z końmi przepychać przez śnieg.
Ile głodów! Ile bied!
Tyle smutków! Dróg niemało!
Tyle ostrych kamieni w stopy się wbijało!
Ileż koło uszu kul nam przeleciało!
Ile błot! Jakie deszcze!
Ile krwawych łez jeszcze!
Ile włosów z głów, z warkoczy
rwały nam gałęzie w nocy!

Ach, wielki Boże, któryś jest w niebie,
ratuj nam życie, błagamy Ciebie!
Tyleśmy przeszli bied i niedoli!
Czy nigdy spocząć los nie pozwoli?
Jak ptaki zimą, albo ryby,
kiedy je złowi wędka czyja,
tak strach nas dręczy, zły los zabija.

* * *

Niechaj wszyscy Cyganie
przybiegną tu blisko,
jak do lasu, gdzie wielkie ognisko
i gdzie w światłach słonecznych wszystko.
Niechaj na to moje śpiewanie
wszyscy zewsząd się zejdą Cyganie,
żeby słów mych wysłuchać,
odpowiedzieć na nie.

Daj nam, Boże, pogodę czystą,
by w podartym namiocie wyschło.
Popadały drobne deszcze,
małym dzieciom mokro jeszcze.
Mgły piosenkę wyśpiewaną
bogatym poniosły Cyganom,
co nowe mają namioty.
Oni nie wiedzą o tym,
czy bogaty jest ten człowiek,
który ma pieniążków mrowie,
czy ten, co chleb powszedni ma
i rozum w głowie.

Jak las zaśpiewa,
tak tańczą Cyganie -
lekko jak piórko,
ciężko jak kamień.
I niby ogień piękny
zapalają się kochaniem.

Nas w nowych domach odnajdziecie,
nam - śpiewać pieśni
i książki czytać po słowie słowo.
Niech dobrzy ludzie tę książkę nową
wydadzą w nowym świecie.

https://www.youtube.com/watch?v=r0l5pTsnqQM
Wybacz, jeśli nie odpisuję na komentarze. Nie ignoruję Cię. Najczęściej nie mam czasu na forumowe pisanie...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: "Patrzę tu, Patrzę tam" (Dikhaw daj, Dikchaw doj) Papusza (Bronisława Wajs)

szuw
Administrator
Ten post był aktualizowany .
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez szuw
Czy Waszym zdaniem powyższe wiersze są antypolskie? Pytam, ponieważ na Atlantydzie Lothar przenosi je do kosza...
A gdy zapytałem się, dlaczego przenosi do kosza i napisałem, że Serenitty będzie niezadowolona z tego, co wyprawia, to szybko wykasował je całkowicie z kosza... Też to widzieliście? Spróbuję je wrzucić jeszcze raz...
Wybacz, jeśli nie odpisuję na komentarze. Nie ignoruję Cię. Najczęściej nie mam czasu na forumowe pisanie...