Szpital misyjny - fragment z książki "Biała Masajka" (autor Corinne Hofman)

Previous Topic Next Topic
 
classic Klasyczny list Lista threaded Wątki
1 wiadomość Opcje
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Szpital misyjny - fragment z książki "Biała Masajka" (autor Corinne Hofman)

szuw
Administrator
Ten post był aktualizowany .
Poniżej jest fragment z książki "Biała Masajka" (autor Corinne Hofman), który utkwił mi w pamięci.
Fragment o szpitalu misyjnym i zakonnicach, które opiekują się bardzo chorymi dziećmi tzw. roślinkami.
Warto pamiętać, że Kościół wykonuje też kawał dobrej roboty.


"Jak cudownie
śpiewają ptaki i jak wspaniale pachną te krzaki obsypane czerwonymi kwiatami! Wszystko to,
co zostało mi na miesiąc zabrane, odczuwam intensywniej. Najchętniej wyłabym z radości.

Ponieważ nie powinnam oddalać się z mojego szpitalnego skrzydła, idę tylko parę
kroków wzdłuż innych okien. To, co widzę przez nie, jest straszne. Prawie wszystkie dzieci mają
jakąś ułomność. Niekiedy w jednym pomieszczeniu stoją cztery łóżeczka. Widzę zdeformowane
głowy i ciała, dzieci z kręgosłupami na wierzchu, bez nóg albo rąk, albo ze szpotawymi
stopkami.

Przy trzecim oknie tracę oddech. Leży tam całkiem cicho drobne dziecięce ciałko z
olbrzymią głową, która wygląda, jakby miała za chwilę pęknąć. Tylko wargi się poruszają,
możliwe, że dziecko płacze. Nie mogę znieść tego widoku i wracam do pokoju. Jestem jak
obłąkana, gdyż jeszcze nigdy nie widziałam tak zniekształconych ciał. Uzmysławiam sobie, jak
wielkie szczęście miałam z moim dzieckiem.

Gdy przychodzi lekarka, pytam ją, dlaczego w ogóle te dzieci jeszcze żyją. Wyjaśnia mi, że
to szpital misyjny i nie stosuje się tutaj eutanazji. Większość dzieci została podrzucona pod
szpitalną bramą i czeka teraz na śmierć. Czuję się bardzo podle i mam wątpliwości, czy
kiedykolwiek będę mogła znowu spokojnie spać i o niczym nie śnić.

Lekarka proponuje mi, abym jutro spacerowała z drugiej strony skrzydła,
w ten sposób uniknę tego przykrego widoku.
Rzeczywiście odkrywam tam łąkę z pięknymi drzewami. Codziennie wolno nam przez pół
godziny pozostać na dworze. Przechadzam się z Napirai wśród zieleni i głośno śpiewam.
Podoba jej się to, gdyż od czasu do czasu wtóruje mi, wydając różne dźwięki.

Szybko jednak ciekawość zapędza mnie ponownie do zniekształconych dzieci. Ponieważ
jestem już na to przygotowana, ich widok nie jest dla mnie taki straszny. Niektóre z nich widzą,
że ktoś im się przypatruje. Kiedy wracam do siebie, akurat otwierają się drzwi do pokoju z
czterema łóżkami.

Czarna siostra, która przewija dzieci, uśmiecha się i kiwa do mnie
zapraszająco. Z ociąganiem podchodzę do progu drzwi. Demonstruje mi różne reakcje dzieci,
kiedy do nich coś mówi albo się śmieje. Jestem zdziwiona, jak radośnie te dzieci reagują.
Wzrusza mnie to i jednocześnie zawstydza, że wyraziłam swoje wątpliwości co do tego, czy te
istoty mają prawo do życia. Są w stanie odczuwać ból i radość, głód i pragnienie.

Od tego dnia przechadzam się stale pod ich drzwiami, śpiewając trzy piosenki, które
znam jeszcze ze szkoły. Porywa mnie to, jak wielką radość okazują już po kilku dniach, gdy
rozpoznają mnie lub słyszą. Nawet dziecko z wodogłowiem przestaje kwilić, gdy śpiewam mu
piosenki. Znalazłam w końcu kogoś, z kim mogę podzielić się moją na nowo odzyskaną radością
życia."

Wybacz, jeśli nie odpisuję na komentarze. Nie ignoruję Cię. Najczęściej nie mam czasu na forumowe pisanie...